Sierpień przypomniał mi jak bardzo lubię robić zdjęcia. I że tak jak w bieganiu, kiedy spotykam się ze znajomymi na zawodach, fajnie jest czasami pójść z kimś na fotograficzny spacer. Dzielić się wiedzą, niewiedzą i zdobywać razem nowe doświadczenia.

Zaczęło się od foto spaceru wzdłuż Iny, na który zaprosiłem uczestników naszej pracowni fotograficznej… a który przeciągnął się w noc pod gwiazdami… bo Anna zapytała jak się fotografuje gwiazdy. Pierwszy przypadkowy wyjazd za miasto zaowocował drugim, a później trzecim, na którym było nas najwięcej… w tym jedna modelka (a zdjęcia z modelką wyszły zadziwiająco fajnie mimo mroku i będzie o nich oddzielny wpis).

Moje zdjęcia dalekie są od technicznej doskonałości. Rzekłbym, że są bardzo amatorskie… ale mogą się podobać, dzięki temu, że coś jest na pierwszym planie. Wszystkie powstały w okolicach Stargardu. Trzy różne miejsca. Trzy różne doznania. I bonusowo pomarańczowy księżyc… który w sumie powstał jako pierwszy.

Pierwszy wyjazd, na którym zrobiłem zdjęcia z koparkami i hydrantem, był najbardziej przypadkowy. Po prostu pojechaliśmy za miasto. Na pierwszym postoju było jednak tak duże zanieczyszczenie świetlne, że musieliśmy pojechać jeszcze dalej… na skraj parku przemysłowego na starym lotnisku. Miejsce w którym byłem po raz pierwszy. Wyglądało to na koniec świata i na początku niewiele widzieliśmy. Po jakimś czasie i po kilku zdjęciach dostrzegłem w oddali koparki, które zapragnąłem sfotografować na tle Drogi Mlecznej… a kiedy tam podeszliśmy, Anna dostrzegła hydrant tuż obok koparek (gdzie był mój hydrantowy instynkt ja się pytam?). Tutaj dopisało mi trochę szczęścia, bo po tym jak przekazałem Annie statyw poszedłem obadać hydrant… i wpadłem do rowu. Na szczęście był bez stromych ścian i z miękkim piaskiem, więc nic mi się nie stało.

Drugi wyjazd był trochę bardziej przemyślany. Wybrałem wcześniej potencjalne miejsce i jedyną niewiadomą było to, na ile zanieczyszczenie świetlne na horyzoncie będzie nam przeszkadzać. Byłem też przygotowany na to by zgłębić tajniki zdjęć pod gwiazdami nie tylko w przenośni, ale i dosłownie… wchodząc do jeziora w celu uzyskania lepszych kadrów. Ciepła noc, ciepłe jezioro, rybki skubiące w kolana… to były wyjątkowe doznania.

Na trzeci wyjazd pojechaliśmy w okolice amfiteatru nad Miedwiem. Było ryzyko, że lampy oświetlające deptak utrudnią nam zdjęcia, więc przygotowałem plan awaryjny, ale na szczęście nie musieliśmy z niego korzystać. Tutaj swoje pierwsze gwiazdy fotografowała Julia. Swoje pierwsze udane zdjęcia zrobiła Anna. A ja ponownie wszedłem do jeziora w poszukiwaniu dobrych kadrów. Gdy centrum galaktyki schowało się za horyzontem razem z Janą zrobiliśmy zdjęcia w blasku świecy (a wcześniej próbowaliśmy zdjęć na tle gwiazd).

W zdjęciach nocnych najtrudniejsze jest to samo, co w zdjęciach za dnia. Kadrowanie. Tylko nocą ciut bardziej, bo często kadrujesz na wyczucie. Dopiero po zrobieniu pierwszego zdjęcia widać w co tak na prawdę trafiłeś. No i jeżeli nie ma ciekawego pierwszego planu… to jest na zdjęciu nuda. Sama Droga Mleczna jest bardzo efektowna, ale bez dodatków w kadrze po co ją w ogóle fotografować? Przecież są doskonalsze zdjęcia już zrobione.

Wszystkie zdjęcia, które tu widać, to jedna klatka. ISO1600, obiektyw Samyang 12 mm, przysłona w okolicach 2.8, czasy naświetlania od 10 do 25 sekund (wyłączając zdjęcie księżyca). Do planowania wypraw i szukania Drogi Mlecznej wykorzystałem aplikację PhotoPills. Trochę dopieszczania w Lightroom i powstaje obrazek, który cieszy oko, nawet jeżeli obserwowanie takiego zjawiska gołym okiem jest w pobliżu Stargardu mocno utrudnione.

Doświadczenie zdobyte w czasie sierpniowej astrofotografii zachęciło mnie do wyjazdu w góry. O rezultatach z tej wyprawy można przeczytać we wpisie Moja Mała Wielka Górska Przygoda.

2 Replies to “Wieczory pod gwiazdami”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *