Plany sobie, życie sobie. Wróciłem z tej sesji wściekły, że nie udało mi się zrealizować tego co miałem w głowie, ale… czy wyszło przez to gorzej? Zamiast zaplanowanych zdjęć udało się za to zrobić kilka nieplanowanych, w tym z Mateuszem i Miriam, którzy po raz pierwszy wystąpili w roli modeli. Na początku trochę nieśmiało… ale czuję, że będzie z tego chleb.
No dobrze, ale co z tą papryczką? Nasze modelki są początkujące i wyzwalanie różnych ekspresji jest dla nich trudne. Szukałem gadżetu, który by im to ułatwił. Początkowo miał to być lizak, ale papryczka przypominająca kształtem uśmiech wydała mi się ciekawszym wyborem. Pytanie, czy była to papryczka chilli pozostało bez odpowiedzi. Czy sprawdziła się w roli pobudzacza ekspresji? I tak i nie…
Gadżetów zresztą było więcej. Poczynając od wielkiej piłki, po lustra i ramy obrazów, na kwiatach polnych zrywanych w deszczu kończąc. Nie wszystko poszło zgodnie z planem i nie wszystko wykorzystałem tak jak chciałem… ale nie ma co kręcić głową. Po dwóch dniach złość przeszła, a zdjęcia zostały. Ten zestaw mi się podoba i mógłbym powiedzieć, że to po niego pojechałem i zgrywać internetowego bohatera, ale nie o to chodzi. Zapraszam do oglądania po raz pierwszy u mnie sesji z czterema modelami. Wszyscy są przyjaciółmi i razem trenują z ogniową ekipą Fire Arrow. Kto jeszcze nie widział zdjęć z indywidualnych sesji to zapraszam – sesja Alicji i sesja Wioli. Wszystkie zdjęcia można obejrzeć jako pokaz slajdów (klik w zdjęcie).