To jest wojna! krzyczało do mnie z kartonów, samochodów, znaczków. Ale… jeżeli to wojna, to kto jest wrogiem? Jeżeli to wojna, to czy my jesteśmy żołnierzami? Jeżeli to wojna, to o co walczymy? Jeżeli to wojna, to czy wszyscy walczymy o to samo? To są z pozoru bardzo oczywiste pytania, na które odpowiedź już taka oczywista nie jest.

Nigdy nie spodziewałem się, że zostanę reporterem wojennym. Na szczęście dla mnie i nie tylko dla mnie, ta wojna jest na razie pokojowa, nawet jeżeli po jednej stronie barykady padają okrzyki barbarzyńcy, a po drugiej mordercy. To wojna, która rozpoczęła się już kilka lat temu, gdy pojawiły się pierwsze próby naruszenia kompromisu aborcyjnego, ale dopiero teraz wybuchła z pełną mocą.

Gabriela Wiśniewska trzymając race krzyczy To jest wojna! Zdjęcie wyróżnione w konkursie fotograficznym.

Skali obecnych protestów nikt chyba się nie spodziewał. Czarne marsze dawały co prawda pewien przedsmak tego, co może się wydarzyć na jednym proteście, ale to, że będą one trwały dzień w dzień przez dwa tygodnie w całej Polsce zaskoczyło zapewne samych inicjatorów akcji spod szyldu Strajk Kobiet.

Nie miałem w planach zostać fotoreporterem. W piątek, dwudziestego trzeciego października 2020 roku, po prostu padało. Nie pojechałem nad Miedwie, zamiast tego, prawie w ostatniej chwili, zdecydowałem się pojechać na protest kobiet na Starym Rynku. Bo to może być coś ważnego… Z powodu deszczu spodziewałem się kilku, może kilkunastu osób. Jakież było moje zdziwienie, gdy goniąc maszerujący już w nieznane tłum zobaczyłem, że jest ich tak dużo. To było jedno z pierwszych wyzwań fotograficznych – jak pokazać tych wszystkich ludzi, kiedy oni giną mi z kadru za zakrętami.

Z parasolem w lewym ręku i aparatem w prawym gnałem przed siebie, przystawałem, łapałem zdjęcia, i znowu gnałem przed siebie. To było coś zupełnie nowego. Konieczność przewidywania warunków, reakcji, ruchów tłumu. Bałem się trochę robić zdjęcia z bliska. Raz, że nie wiedziałem, czy tłum nie potraktuje mnie jak jakiegoś tajniaka, co robi zdjęcia by za chwilę wystawiać mandaty. Dwa, że zdjęcia z bliska wymagają odwagi. Trzeba stanąć z drugą osobą prawie twarzą w twarz. Gdzieś w połowie pierwszego, piątkowego marszu, postanowiłem się przełamać i podejść bliżej do ludzi.

Wymarsz protestujących w Strajku Kobiet spod stargardzkiej siedziby Prawa i Sprawiedliwości

Od tego piątku minęły już ponad trzy tygodnie. Marsze nie ustają, a ja byłem na prawie wszystkich spacerach (protestować z powodu epidemii nie można). Podchodziłem coraz bliżej ludzi, starałem się wyczuć energię tłumu, znaleźć się w kluczowych miejscach. Przez te trzy tygodnie fotografowałem i obserwowałem. Widziałem pierwsze nieśmiałe okrzyki, widziałem eksplozję gniewu na stargardzkich ulicach… i widziałem też jego wygasanie. Widziałem trumnę z prawami kobiet, płonące znicze, odpalane race, tańce… ale też wylewaną wodę z okien na maszerujących w proteście.

Historia działa się na moich oczach. Nie w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu, a tu, na miejscu, w rodzinnym Stargardzie. Nigdy wcześniej nie widziałem takich tłumów na ulicach. Nie widziałem tylu zjednoczonych ludzi. Do ludzi, którzy wyszli z domów, bo ktoś odebrał im prawo wyboru, dołączyli wkrótce inni. Źli na rząd za nie przestrzeganie prawa, za brak przygotowania do pandemii, za dziesiątki innych mniejszych i większych grzechów. Nie było burd, ekscesów, rzucania kostką brukową. Szli ludzie w różnym wieku, od najmłodszych po najstarszych.

Zrobiłem w tym czasie kilka tysięcy zdjęć. Każdego dnia po powrocie do domu szybko przeglądałem materiał, tak by pokazać migawkę z danego dnia. Jeszcze gorącą, pełną emocji (Jarek… Twoja szkoła). Rano publikowałem wszystkie zdjęcia i szykowałem się na kolejny spacer. Stopniowo zacząłem rozpoznawać powtarzające się na kolejnych spacerach twarze. Stopniowo tłum zaczął rozpoznawać mnie. To było miłe… ale momentami utrudniało… bo cały czas polowałem na te prawdziwe, naturalne, spontaniczne emocje.

Protestujące kobiety pod domem posła z Prawa i Sprawiedliwości.

Zobaczyłem nie tylko jak dobór zdjęć, ale też formy prezentacji, może wpłynąć na odbiór u widza. Skoro ja, gdybym chciał, mogę w ten sposób kreować rzeczywistość, to co dopiero duże media. Zobaczyłem też, jak ten kreowany przez media obraz świata odbija się w oczach widzów. Jak wypisują w komentarzach pod zdjęciami czy artykułami zasłyszane zwroty. Ja, w przeciwieństwie do tych ludzi, byłem na miejscu. Widziałem na własne oczy. Widziałem zachowanie tłumu. Widziałem zachowanie policji. Widziałem kto maszeruje, co krzyczy i czy krzyczy, czy śmieci bądź niszczy (bez zniszczeń i śmiecenia). Widziałem hasła na ustach i na kartonach. Widziałem jak tworzy się grupa Stargard Walczy Do Końca. Widziałem też, jak osoby, które na początku szły w jednym szeregu, wypięły się na grupę i obgadują teraz przy każdej możliwej okazji.

Widziałem też, że protestowanie jest trudne. Spacerowanie przez dwie godziny po rondzie, kiedy nie krzyczysz ***** ***, jest nudne, wymaga samozaparcia, stąd też często w rękach pojawiały się telefony, czy to by zrobić relację, czy urozmaicić sobie czas. Czasami, taki telefon, był jedynym źródłem światła na twarzy protestującej osoby. Spacery po mieście też bywały wymagające. Ich uczestnicy często pokonywali około 10 kilometrów maszerując.

Policja po nerwowej reakcji na pierwszy protest, kiedy to wylegitymowano kilka osób, zmieniła swoje zachowanie. W kolejnych spacerach pilnowała bezpieczeństwa, podążając za marszem krok w krok, czy organizując objazdy dla samochodów. W ciągu trzech tygodni wystawione były trzy mandaty i to chyba nie przez jednostki pochodzące ze Stargardu (dotyczy protestów samochodowych) – za brak badań technicznych (auto z pługiem) czy używanie nieprawidłowych świateł. W ostatnich dniach da się jednak odczuć, że presja psychologiczna ze strony policji rośnie.

Strajk Kobiet wygrał pierwszą bitwę. Rząd zawiesił swoje obrady na dwa tygodnie. Oczywiście jako powód podano ograniczenia wynikające z epidemii. Pokazał też, co sam sądzi o utworzonym przez siebie Trybunale Konstytucyjnych. O tym jak niewiele warte są jego wyroki świadczy fakt, że nadal nie opublikowano wyroku trybunału.

Protesty w Stargardzie zaczęły się od kilkuset osób. W kulminacyjnym momencie było ich ponad tysiąc. Teraz przychodzą najwytrwalsi… w zależności od dnia 15-30 osób. Nazwa grupy brzmi Stargard walczy do końca, więc pozostaje pytanie…

Czy jest to cisza przed burzą?

Poniżej zaprezentuję wybór, wydaje mi się, najważniejszych bądź najlepszych zdjęć. Zacznę jednak od omówienia moich trzech ulubionych (pokazanych powyżej).

Zdjęcie na którym Gabriela Wiśniewska trzyma w obu rękach race, a w tle podążają tłumy, zgłosiłem na konkurs fotograficzny pod hasłem Siła Kobiet. Udało się wygrać. Jest w tym zdjęciu symbolika i pięknie określił to Paweł Kosicki (jury)

Obraz Romana Budzowskiego o krwistej, wybuchowej wręcz ekspresji, symbolizuje to co dzieje się dziś na naszych ulicach.

Paweł Kosicki

Drugie, jest równie symboliczne… chociaż trochę przewrotne. Obrazuje zapewne uproszczoną wizję świata polityków z PiS. Dla nich te marsze są sterowane… cytując jednego z nich „to marsz podgrzanych barbarzynek” (nazwisko pozwalam sobie przemilczeć). Tutaj, samochód z pługiem, kierowany przez spokojnego mężczyznę z papierosem w ręku, popycha kobiety do strajku.

I trzecie – protestujące osoby pod domem posła z PiS. Zdjęcie zrobione w ekstremalnie trudnych warunkach, ukazuje chyba apogeum złości kobiet… przynajmniej tych tutaj, w Stargardzie. Eksplozja złości… z telefonem w ręku. Mam wrażenie, że to w poszukiwaniu takiej ekspresji wychodziłem na spacery z aparatem, takich momentów było jednak niewiele. Przynajmniej w moim mieście tłum był spokojny.

Poniższe zdjęcia po kliknięciu można oglądać jako pokaz slajdów na pełnym ekranie.

5 Replies to “Wojna czy cisza przed burzą?!”

  1. Sylwia says:

    Jestem pod wielkim wrazeniem pracy jaka Pan włozył w tej projekt.. Genialnie Gratuluje!!! Jest Pan wielki ♥

    1. Roman says:

      Dziękuję bardzo za miłe słowa!

  2. hds says:

    Reportażysta z Ciebie równie dobry jak konceptualista, solarigraf czy portreciarz. Jak już nie dało się zrobić większej selekcji z tych tysięcy, to chociaż mogłeś podzielić na kilka odcinków, po gdzieś od połowy po prostu przewinąłem. Ale ja się szybko nudzę.

    1. Roman says:

      Dzięki! W selekcji zdjęć jestem słabszy niż w fotografii. Miałem ambicję ograniczyć to do 50 zdjęć… poddałem się po tym jak po godzinie przewijania ze 120 zrobiło się 116. Taką selekcję powinien chyba robić ktoś z zewnątrz (i zazwyczaj ktoś robi).

Comments are closed.