Zaczęło się od maseczek. Śmialiśmy się, że jeszcze chwila i będą w cenie złota. Śmialiśmy się tym bardziej, że nie dają ochrony przed wirusem. I tak mieliśmy całkiem dobrze. U nas nie brakowało papieru toaletowego… ale śmialiśmy się z tych, co kupują go na zapas. Śmieliśmy się tym bardziej, im mniej nas sprawy wirusa dotyczyły… bo przecież jesteśmy sprawni, zdrowi, względnie bogaci.
Aż tu nagle zaczęło dotykać i nas. Mi najpierw odwołali Półmaraton Poznański, ale nie szkodzi, i tak nie miałem formy. A potem się posypało… bieg za biegiem, już nie tylko te w marcu czy na początku kwietnia… teraz zastanawiam się, czy dane mi będzie biegać w czerwcu.
Ktoś może powiedzieć, że brak biegów masowych to jednak nie tragedia… niektórzy miastowi pewnie nawet się ucieszą. Można będzie spokojnie po mieście jeździć. To jednak dopiero pierwsza nić, pierwsze z naczyń połączonych. Nie ma biegów, nie ma zdjęć pamiątkowych, nie ma wyjazdów, noclegów, całej turystyki biegowej, imprez towarzyszących. Nie ma pozytywnych emocji, które to wszystko wywołuje.
Świat biegaczy nie zdążył się otrząsnąć, a rząd zdecydował o zamknięciu szkół, co wpędziło w kłopoty nie tylko dzieciaki, ale i ich rodziców. W trudnej sytuacji są maturzyści i ósmoklasiści, którzy nie wiedzą czy w ogóle przystąpią do egzaminów. W trudnej sytuacji są szkoły, bo chociaż procedura rekrutacyjna nie jest zatrzymana, nie można prowadzić drzwi otwartych i walczyć o uczniów. W najtrudniejszej sytuacji są rodzice, którzy nie mają z kim zostawić swoich dzieci i muszą rezygnować z pracy na czas opieki nad nimi.
Rodzice jeszcze się nie otrząsnęli… a rząd zdecydował o zamknięciu kraju i wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemiologicznego. Szczęśliwi ci, którym udało się wrócić z zagranicy bez problemów. Zamknięto restauracje, kina, teatry, puby, galerie handlowe. Nie będzie koncertów, spotkań, ślubów, dużych imprez. Początkowo przez dwa tygodnie… ale już wiemy, że potrwa to conajmniej do świąt wielkanocnych.
Sporo firm nie funkcjonuje jak dawniej. Niektóre, nawet jeśli mogłyby działać, nie działają… bo nie mają jak. Naczynia połączone. Bo trzeba zostać w domu z dziećmi. Bo strach jeździć komunikacją publiczną (pociągi wożą powietrze). Bo nasi podwykonawcy nie pracują. Bo nie mamy skąd wziąć materiałów do pracy. Bo jesteśmy odpowiedzialni i zamykamy punkty usługowe, które mogą narazić nas bądź innych na ryzyko zarażenia, nawet jeżeli nie mamy obowiązku ich zamknąć.
Nawet jeżeli przeważnie siedzieliśmy zamknięci w czterech ścianach i w planie jak codzień mieliśmy oglądanie Netflixa czy Youtube’a… to też zostaliśmy dotknięci przez wirusa… Komisja Europejska wystąpiła z prośbą o zmniejszenie jakości przesyłanych filmów w celu odciążenia sieci internetowych i ułatwienia pracy zdalnej. Giganci na to przystali.
Zakładając scenariusz optymistyczny, ktoś powie, że to tylko trzy tygodnie… to przecież niewiele. Niby tak, to niecałe 6% w skali roku. Jednak dla gospodarki 6% to wartości astronomiczne… jeżeli weźmiemy pod uwagę, że PKB krajów rozwiniętych rośnie w tempie 2-3% rocznie. Mocniejsze firmy jakoś sobie poradzą, ale mali przedsiębiorcy, mali usługodawcy, znaleźli się w naprawdę trudnej sytuacji. Nawet te firmy, które pracują, odczują spowolnienie. Próbowaliście zrobić ostatnio zakupy? Towaru na półkach już nie brakuje… ale konieczność zachowania odstępów między ludźmi wydłuża kolejki, spowalnia obsługę.
Naczynia połączone. Nie wydamy pieniędzy, ktoś ich nie zarobi. O ile to, że ich nie wydamy, wpływa pozytywnie na nasze budżety, to fakt, że ktoś ich nie zarobi działa destrukcyjnie na jego budżet. A jeżeli za dużo budżetów ucierpi, naczynia połączone sprawią, że i my ucierpimy.
I nie będzie niczego… poza tęsknotą za wolnością… tęsknotą za normalnością… ale wszystko w końcu będzie dobrze. Mam zdecydowanie słabość do patetycznych tytułów. Mocnych słów. A przecież za jakiś czas będziemy się z tego wirusa śmiać… Oczywiście nie wszyscy!