Mogłoby się wydawać, że to my, fotografowie jesteśmy po tej właściwszej stronie obiektywu. Pokazujemy świat naszymi oczami. Kreujemy obrazy. Dokumentujemy chwile. To od nas zależy, co sfotografujemy i jak. Mogłoby się tak wydawać…
Jednak ile razy patrząc na zdjęcie powiedzieliście “Kurcze! Ale ten fotograf jest świetny”? Nawet jeżeli ta myśl pojawiła się w waszej głowie, to zapewne nie jako pierwsza. Na pierwszym miejscu jest zdjęcie. Myślicie sobie, że to piękny krajobraz, super modelka czy model, genialnie złapana chwila. Liczy się to co na zdjęciu, a nie to kto je zrobił.
I ja jako fotograf najczęściej stoję po tej gorszej stronie obiektywu. W lutym jednak przez kilka chwil znalazłem się po tej drugiej, lepszej stronie. I było to doświadczenie arcyciekawe. Po pierwsze, fotografia studyjna to na razie dla mnie czarna magia, stąd też wymyśliłem sobie, że będę się jej uczył obserwując jak pracują moi koledzy i koleżanki z pracowni. Po drugie, byłem ciekaw jak wygląda interakcja model-fotograf od tej drugiej strony. Miałem nadzieję, że w przyszłości będzie mi łatwiej komunikować się z modelem, widząc jak polecenia fotografa wpływają na ostateczne dzieło. I to ile z tego dzieła jest wynikiem pracy modela, a ile pracy fotografa. No i w końcu, po trzecie, miałem nadzieję na fajne zdjęcia, których jako fotograf mam tyle co kot napłakał (czy koty w ogóle płaczą?).
Co z tego wyszło zobaczycie poniżej. Okazało się, że pozowanie to świetna zabawa… i że mogę się równie dobrze bawić robiąc zdjęcia jak i pozując. Spodobało mi się określenie Ani, która powiedziała, że bawię się swoim ciałem. To chyba o to w tym chodzi. Bawiłem się, szukając różnych układów ciała, które mogłyby tworzyć coś ciekawego, a niekoniecznie pasującego do rodzinnego albumu.
Pierwsze trzy zdjęcia, zrobione przez Anię, to moi faworyci. Zaczyna się zwykłego portretu… zwykłego tylko na pozór, przynajmniej dla mnie. Widać w nim radość w oczach, frajdę. Robię to co kocham i bez względu na to po której stronie obiektywu jestem potrafię się tym cieszyć. Później trochę gry… i tu chyba mogłem się lepiej postarać. Na deser poza pokazująca moją muskulaturę… lub jej brak. To zdjęcie jest jednak mega.
Marek zrobił mi sporo zdjęć. Efekt naszych zdjęć zaskoczył go na tyle pozytywnie, że założył fan page… i umieścił mnie jako pierwszy wpis. Marcin przesłał mi tylko jedno zdjęcie. Jedno, a jakże inaczej kadrowane. Niby wszyscy mamy tą samą przestrzeń, te samo światło, a patrzymy w różny sposób.
Zdjęcie ostatnie, zrobione przez Małgosię, zostało żartobliwie nazwane przez Marka “dwie fryzury”. To właśnie przy powstawaniu tego zdjęcia najbardziej odczułem interakcję między fotografem i modelem. Tu chyba wszystko było tak jak wykreowała to Małgosia.
Klikając w zdjęcie możesz zobaczyć powiększenie.