Zeszłoroczny Pol’and’Rock mnie oczarował. Zachwycił. I nie tylko mnie, ale i moje dzieci. Do tego stopnia, że w tym roku mieliśmy pojechać na 3 dni pod namiot, ale… się nie udało. Co nie znaczy, że zrezygnowaliśmy z udziału w festiwalu.

W tym roku planowałem dużo bardziej przyłożyć się do zdjęć. Jechałem z myślą o zrobieniu zdjęcia na konkurs pod hasłem Życie jest piękne. Bo tak zapamiętałem swoje poprzednie dwa festiwale. Chciałem złamać swoje blokady i zrobić mnóstwo portretów kolorowym ludziom, których jest tutaj pełno. Chciałem… chyba za dużo i może dlatego w tym roku Woodstock mnie tak bardzo nie oczarował.

Owszem, nadal jest mnóstwo namiotów, kolorowych ludzi, wolności, życzliwości, uśmiechów, koncertów. Niby jest wszystko to co zawsze, ale w tym roku jakoś bardziej uderzyła mnie komercyjna strona festiwalu. Kolejki do Siemaszopu. Kolejki po jedzenie (jeść w końcu trzeba). Kolejki do pryszniców (tych płatnych, których w tym roku było jakby więcej).

No i brud. Owszem, rok temu też był. Tylko, że rok temu bardziej kojarzył mi się z wszechobecnym kurzem wzbijanym przez tysiące woodstockowiczów, a nie leżącymi dookoła śmieciami. W pewnym sensie dotarło do mnie znaczenie alternatywnej nazwy festiwalu – Brudstock.

A może po prostu zabrakło słońca, które również nieodłącznie kojarzy mi się z tym festiwalem? Rok temu piękne słońce nadawało wyjątkowych barw polu namiotowemu i publiczności przed sceną, w tym roku było ciut szarzej.

Powyższe to jednak drobiazgi. W pamięci mam dużo migawek o wiele bardziej istotnych. Przypadkowo poznanych ludzi, którzy składają nam wyrazy uznania za zabranie ze sobą dzieci. Ludzi grających w piwko. Spontanicznie pozujących do zdjęć. Nieoczekiwane spotkania ze znajomymi, mimo takiego tłumu ludzi. Tysiące przybijanych piątek. Kręgi życia zabezpieczające nie tylko poszkodowane osoby. Buty wiszące na przewodach (nie wiem czemu, ale zawsze mi się ten widok podoba). Wystąpienia na ASP. Wszechobecny luz. Smak zimnej coli w słońcu i piwa bezalkoholowego na wzgórzu. Genialne koncerty. Szalony taniec w deszczu generowanym przez armatkę wodną. I golasów, którzy zareagowali na słowa wokalisty Lordi – Do you wanna get naked? I to, że nikt się tych golasów nie czepiał.

Ale przede wszystkim zapamiętałem to, że życie jest piękne. Prawie przez cały pobyt na festiwalu Ignacy nie chciał podejść do sceny, aż tu nagle złapał mnie za rękę i bez oglądania się pognał jak przecinak pod samiutką scenę. Byliśmy tak bardzo pod sceną, że nie widzieliśmy Agnieszki Chylińskiej, która występowała 3 metry nad nami. Pozostało nam wczucie się w dźwięki i obserwacja tłumu. I między kolejnymi piosenkami dostrzegłem dziewczynkę w pióropuszu. A tłum spontanicznie podniósł jej wózek inwalidzki. Autentyczna radość, łzy szczęścia tej dziewczyny, to coś niezapomnianego. I coś co dostrzegłem dopiero na zrobionych przeze mnie zdjęciach. Ojciec, w pełni skoncentrowany na dziecku. Dla niego nic poza tym dzieckiem nie istniało.

3 Replies to “Pol’and’Rock 2019”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *