Męski wypad na Dni Odry z Ignacym. Męski, bo dziewczyny zrezygnowały. Justyna przemęczona, a Wiki z Amelką jakoś bluesa nie poczuły. Ich strata. Ignacy jednak poczuł i to mnie cieszy.
Plan był taki, żeby pojechać na koncert Lord, który miał się rozpocząć o 22. Udało nam się dotrzeć trochę szybciej i załapać jeszcze na końcówkę koncertu Cheap Tobacco. I bardzo dobrze, bo grali świetnie i co ważniejsze, swoje własne utwory. Pod tym względem, to byli lepsi od Lordów. W przerwie między zespołami przeszliśmy się w stronę trasy zamkowej, by zobaczyć dźwigozaury i szczecińskie diabelskie koło.
Scena była bardzo kameralna. Przed przyjazdem zastanawiałem się, gdzie będzie rozstawiona i okazało się, że rozstawili ją na… barce przycumowanej do nabrzeża. Nie było to może zbyt fotogeniczne miejsce i na początku trochę zniechęcało mnie do fotek. Kręciło się poza tym dwóch czy trzech innych fotografów.
Dla mnie najfajniejsze było to, że można było być bardzo blisko sceny. Praktycznie zespół był na wyciągnięcie ręki i tylko od twojej odwagi zależało jak blisko się znajdziesz. Po początkowych oporach z podejściem bliżej w końcu podszedłem pod samą barkę i od tego momentu przeważnie z bliska. Tym razem to reszta ekipy była lepiej oświetlona od Damiana. Ten plus, że zdjęcia wyszły ciut inne niż te ze Stargardu.