Obudziło nas światło poranka. Po tym, jak zasnęliśmy w okolicach trzeciej w nocy po trudach pierwszego dnia, pobudka w okolicach godziny ósmej nie była tym, co tygrysy lubią najbardziej. Przed nami kolejny długi dzień, więc jeszcze kilka chwil snu próbujemy wykraść nim zabierzemy się za śniadanie, które będzie się składać z rozpuszczalnej kawy i bułek przyszykowanych na wczorajsze zdobywanie szczytu.

Wbrew prognozom pogody na niebie widać małe zachmurzenie. Dla turysty idealne, dla astrofotografii fatalne. Mam nadzieję, że do wieczora chmurki znikną. Nam pozostaje przygotować się na kolejne zdjęcia, a przygotowania zaczynamy od zakupów. Wskakujemy w samochód i jedziemy szukać sklepu. Szału pod tym względem w Karpaczu nie ma. Udaje nam się dostać jakieś bułki, żółty ser, trochę pakowanej wędliny i napoje. Musi to nam również wystarczyć na następny dzień na powrót do domu. Szukamy jeszcze drugiego sklepu… bo w tym pierwszym to jednak nie mieli dość bułek. W drugim jak się okazało też nie… przynajmniej świeżych.

Poszukiwania zaprowadzają nas w pobliże świątyni Wang. Wszystkie parkingi zajęte, ale udaje mi się zaparkować na chodniku, dość blisko świątyni. Ktoś właśnie zwolnił miejsce. Dopiero w drodze powrotnej zauważam, że stoi tam zakaz zatrzymywania i postoju. Sam kościółek, chociaż bardzo piękny, kiepsko prezentuje się na zdjęciach w południowym świetle.

Kościół Wang w Karpaczu

Wracamy do hotelu. Mam dzisiaj krótkie bieganie, do którego wcale mi się nie pali, biorąc pod uwagę, że wszędzie tu jest pod górkę. Wczorajszy trening jednak odpuściłem, więc dzisiaj wyrzuty sumienia dochodzą do głosu. Mam nadzieję, że wchodząc na szczyt nie będę żałował decyzji. W czasie, kiedy ja biegam, Anna zwiedza z aparatem okolicę.

Na obiad decydujemy się ponownie na pizzę mocy. Wczorajsza bardzo nam smakowała i jak na polskie warunki była dość włoska. Co ciekawe, o ile w piątek nie daliśmy rady zjeść całej, dzisiaj poszło nam sprawnie… i nawet czułem pewien niedosyt. Na dokładki nie ma jednak czasu, dojemy na trasie bułkami lub Snickersami.

Przed wyjściem w góry przydarza nam się zabawna sytuacja. W Bukówce odbywa się komunia, a w czasie, kiedy ja pozuje do zdjęcia na tle głównego wejścia podchodzi do nas elegancko ubrana pani. Wziąłem ją za mamę, gospodynię przyjęcia, która pytając, w czym może nam pomóc tak na prawdę chciała się pozbyć natrętnych intruzów. Odpowiedziałem, że jesteśmy gośćmi… pani na to, że wie i czy może w czymś pomóc. Ja, w końcu czas nagli, wspinam się na szczyty swojej elokwencji i mówię: Gdyby mogła Pani wyjść z kadru to by nam bardzo pomogło…

Dom Wczasowy Bukówka w Karpaczu

Dzisiaj idziemy fotografować w okolicach schronisk Strzecha Akademicka i Samotnia. W szczególności co do Samotni mam ambitne plany, bo jest to bardzo urocze, przynajmniej z wyglądu, schronisko. Chmury jednak zamiast się rozstępować zasłaniają coraz bardziej niebo w sposób, który podobno przez fotografów krajobrazu nazywany jest szmatą.

Podobnie jak w piątek, na początku naszej wędrówki padamy ofiarą napotkanych widoków. Nie minęło 10 minut od wyjścia, a my rozstawiamy statywy przy Wilczym Potoku. Po kilku średnio udanych kadrach przychodzi jednak otrzeźwienie. Postępując w ten sposób na pewno nie zdążymy na zachód słońca.

Dziki Wodospad w Karpaczu

Tym razem wędrujemy zielonym i żółtym szlakiem. Zielony jest nawet dość malowniczy… ale żółty, zaczynający się przy Dzikim Wodospadzie, jest okropny. Swoją drogą, ten, kto wpadł na pomysł, by nazwać Dziki Wodospad dzikim miał ułańską fantazję. Ludzi tam od groma, a sam wodospad sztuczny. Żółty szlak wiedzie bez przerwy pod górę, w przeciwieństwie do czerwonego szlaku nie są to jednak kamienne schody, a droga o sporym nachyleniu. Droga jest męcząca, a pięknych widoków brak. W domu dowiaduję się, że żółty kolor w przypadku szlaków pieszych wcale nie oznacza, że trasa jest łatwiejsza. Żółty oznacza po prostu krótki szlak łącznikowy (a jego stałe nachylenie miało zapewne umożliwić wjeżdżanie samochodom).

Droga jest męcząco, do tego brak widoków sprawia, że ciężko o postoje pod pretekstem robienia zdjęć. Zachmurzenie nie zmniejsza się. Docieramy do Strzechy Akademickiej około 18. Od razu widzę, że nie jest to dobry punkt do fotografowania zachodu słońca… idziemy dalej do Samotni. Może tam będzie lepiej… ale nie jest. Do tego przy Małym Stawie mocno wieje, przez co udaje mi się zrobić tylko jedno zdjęcie na długim czasie naświetlania. O dziwo, mimo 30 sekund naświetlania woda nie wyszła gładziutka.

Na niebie zaczynają się pojawiać oznaki zachodzącego słońca. Tego nieba niewiele przy Samotni widać, więc decydujemy się na powrót do Strzechy. Będziemy tak krążyć między tymi dwoma schroniskami jeszcze kilka razy w nadziei, że w końcu sfotografujemy coś fajnego. Niebo, chociaż pochmurne, nabiera ciekawych barw, ale niestety, tereny dookoła nie są zbyt atrakcyjne. Najciekawszymi punktami są same schroniska.

Schronisko PTTK Strzecha Akademicka
Schronisko PTTK Samotnia

Zachmurzone niebo często daje ciekawy spektakl w czasie zachodu słońca… ale dla gwiazd, po które tu przyszliśmy, jest zabójcze. Próbujemy przy Samotni, próbujemy przy Strzesze… i nie widząc widoków na poprawę sytuacji decydujemy się wracać do Karpacza. Na odchodne planujemy zrobić zdjęcie z rozświetlonym Karpaczem w tle i wtedy wydarza się tragedia. Prawdopodobnie niechlujnie rozstawiony statyw w połączeniu z silnym wiatrem wywraca aparat. Głowica pęka, obiektyw rozpada się na dwie części. Na szczęście aparat działa, a obiektyw jest manualny i najtańszy z posiadanych. Zakładam, że po skręceniu, bądź sklejeniu będzie działał tak jak dawniej. Schodząc, decydujemy się jeszcze na zdjęcie w świetle latarki na tle gwiazd i lasów. Ustawiając aparat na połamanym statywie Anny.

Droga w dół jest na szczęście dużo przyjemniejsza. Schodząc, śmiejemy się, że jesteśmy zabójcami statywów. Kiedy docieramy do Dzikiego Wodospadu, próbując sfotografować go nocą (w końcu nie ma ludzi), zauważam, że zachmurzenie mocno się zmniejszyło. Nie ma mowy oczywiście o powrocie na szczyt… ale próbujemy złapać gwiazdy po drodze do Bukówki. Trochę przy wyciągu, trochę przy Wilczym Potoku. Z tych zdjęć niewiele wychodzi, za sprawą chmur i nie trafienia z ostrością. Na pocieszenie, po dotarciu do Bukówki, zamiast nieba pełnego gwiazd, mamy elewację pełną gwiazd. Dobrze, że w piątek niebo było bez chmurne i udało nam się Drogę Mleczną sfotografować.

Gwieździsty Dom Wczasowy Bukówka

Dwa dni fotograficznych doznań. Nowe doświadczenia. Nowe zdjęcia w kolekcji. Ponad 50 km w nogach. A to wszystko za niecałe 300 złotych od osoby (koszt noclegu, dojazdów i wyżywienia). Podobny plener widziałem kiedyś w ofercie profesjonalnej za jedyne 1500 złociszy. Bez kosztów dojazdu, ze spaniem w schronisku. Spanie w schronisku akurat ma sens, ale jest tańsze niż nasza Bukówka, co tylko podkreśla, jak dużą dawkę wiedzy merytorycznej chciał nam przekazać organizator, skoro ustalił tak wysoki koszt warsztatów. A tak, przy odrobinie własnego wysiłku, mieliśmy Dziki Weekend pod gwiazdami…

3 Replies to “Samotnia i Strzecha Akademicka w chmurach”

    1. Roman says:

      Sądzę, że bardzo pozytywny wpływ na niski koszt miało to, że zapomnieliśmy kupić alkohol 😂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *