Wszystko zaczęło się od kłamstwa. Niewinnego, ale jednak. Musiałem napisać podanie z prośbą o zgodę na fotografowanie Cukrowni Kluczewo. Argument, że mam akurat taką ochotę wydawał mi się mało przekonywujący. Wymyśliłem więc, że szykuję wystawę na stargardzki Art Festiwal. I że jestem powiązany ze stargardzkim środowiskiem artystycznym. Powiązany zaiste mocno. Raz byłem na przypadkowym piwie z osobą, która miała wystawę na wcześniejszym Art Festiwalu.

Ten wstęp to też zresztą kłamstwo. Tak naprawdę wszystko zaczęło się rok wcześniej. Pojechałem fotografować zachód słońca… tylko, że był tak słaby, że odwróciłem się i sfotografowałem silosy cukrowni. To był 2017 rok, a cukrownia budowała drugi silos. Pomyślałem wtedy, że mógłbym sfotografować powstawanie tego silosu. I zaraz potem, że to byłby nudny reportaż.

Kolejne zdjęcia powstały pół roku później… i też przypadkiem. To był rok obfitych deszczy. Rolnicy liczyli straty. Na polach, mimo grudniowej pory, stały ogromne kałuże. Bardziej niż pola pszenicy czy rzepaku przypominały pola ryżu. Fascynował mnie ten widok. Przebiegałem prawie codziennie obok niego i postanowiłem w końcu uwiecznić go na zdjęciach.

Następna sesja odbyła się prawie 8 miesięcy później. Przebiegałem wieczorową porą obok cukrowni, tym razem trasą inną niż zwykle. Kiedy zobaczyłem promienie zachodzącego słońca migoczące między estakadami, czy długie cienie rzucane na ściany cukrowni, pomyślałem sobie, że jest tu przepięknie. I że muszę tu przyjechać z aparatem. Zdjęcia, które wtedy postały, zachwyciły mnie, a ja przepadłem bez reszty.

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Uczucie to wzrastało we mnie dzień po dniu. Za każdym razem, kiedy o poranku jechałem do pracy, czy kiedy wieczorem wyruszałem na trening, spoglądałem w stronę cukrowni. Stała na horyzoncie, przyciągała jak magnes.

Po sesjach w promieniach zachodzącego słońca przyszła kolej na inne pory dnia. To w czasie jednej z nich zostałem poinformowany przez panią ochroniarz, że na fotografowanie cukrowni potrzebna jest zgoda dyrektora. Pani była najwyraźniej zdziwiona, że zamiast wysłać ją na drzewo, powiedziałem dzień dobry. Zapytałem, jak taką zgodę zdobyć. Po chwili ciszy odpowiedziała, że wpuści mnie do sekretariatu i tam się wszystkiego dowiem.

Moje kłamstewko okazało się przekonywujące. Przypieczętowało też mój los w tym względzie. Jak mawiał klasyk, kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. I tak oto przez dwa lata jeździłem sam, bądź umawiałem się z panią Olimpią, która była moją opiekunką na terenie zakładu, na kolejne sesje. Ze zrobionych zdjęć wybrałem 150 najlepszych. W czasie Art Festiwalu mam nadzieję pokazać 30.

Trzydzieści to niewiele. Będę miał spory niedosyt nie pokazując reszty. Mam cichą nadzieję, że widzowie też będą mieli niedosyt. Od zdjęć cukrowni na tle zachodzącego słońca poprzez wyjątkowe wnętrza przywodzące na myśl centrum kosmiczne – to wszystko zobaczycie na wystawie.

Zapraszam już teraz, bo tak pokazanej cukrowni jeszcze nie widzieliście! Art Festiwal odbędzie się w dniach 16. i 17. maja 2020 roku.

Ciąg dalszy nastąpi… (powstał już drugi wpis zapowiadający wystawę pt. Dwa Silosy).

6 Replies to “Historia Pewnej Miłości”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *