Recital Arkadiusza Brykalskiego, warszawskiego aktora teatralnego, pochodzącego ze Stargardu. Trzeba przyznać, że zaczął z grubej rury, pomijając pierwszą piosenkę, kiedy śpiewał ukryty przed publicznością, następne dwie miał bardzo dynamiczne i ekspresyjne. Wasowski, który prowadził wraz z żoną ten występ, słusznie zauważył, że jak się tak mocno zacznie, to ciężko daleko zajść. I chociaż na początku wydawało mi się to żartem, to w trakcie występu okazało się, że było w tych słowach sporo prawdy. Nie wszystkie piosenki były ekspresyjne i dynamiczne. Nie wszystkie skłaniały do wsłuchania się w słowa, co dało poczucie dwubiegunowości koncertu. Miał fajny kontakt z publicznością. Potrafił improwizować. Zaimponował mi reakcją na pojawienie się małego chłopczyka chcącego wejść na scenę.
Ja byłem zadowolony, bo mogłem zdjęcia robić swobodnie. Swobodnie, co nie znaczy, że było łatwo. Oświetleniowiec dawał czadu. Twarz była albo przepalona, albo poprawnie naświetlona, ale w tle nic nie widać. Do tego nie mogłem pracować na stałych parametrach ekspozycji, bo wystarczyło, że aktor zrobił krok poza snop światła i już było ciemno.