Pogoda w weekend nas nie rozpieszczała. W piątek po południu lało tak, że wracając ze Szczecina ledwo widziałem drogę. W sobotę było tylko trochę lepiej. Deszcz padał z różną intensywnością. W niedzielę raczył nas równomiernie przez prawie cały dzień. Było szaro, dżdżyście, barowo. I w tych warunkach przyszło mi pospacerować z aparatem bez wielkich nadziei i oczekiwań. Tak powstały trzy zestawy zdjęć o tytułach nawiązujących do muzyki.
Deszczowa piosenka
W piątek pojechałem do Szczecina na zebranie szkolne. Zabrałem aparat trochę z myślą o zdjęciach w szkole, a trochę z myślą o spacerze po Wołach Chrobrego. Deszcz jednak nie nastrajał mnie za bardzo… głównie dlatego, że ubrany byłem w przemakalne ciuchy. Po piętnastu minutach było po wszystkim.
Apetyczny rock
Stargardzka Wyżerka. Pierwszy festiwal foodtrucków zorganizowany podobno przez mieszkańców, a nie przez miasto. Po kałużach widać było nieżyczliwość pogody. Na szczęście organizatorzy byli chociaż trochę przygotowani. Rozstawili dwa namioty dla klientów. Do tego ustawili małą scenę, na której grały lokalne zespoły. I grały nawet fajnie, nawet, jeżeli połowa tego co grali to były covery. A może właśnie dlatego.
Po raz kolejny łapie się na tym, że nie rozumiem street photo. Przychodzę na miejsce z oczekiwaniami, zamiast obserwować to co zastałem. Tak było na Woodstocku, tak było na warsztatach, tak było i tutaj. A w domu okazało się, że zdjęcia są nawet fajne. Nic się nie dzieje, ale przecież nic się nie działo. Kolory wyszły cudnie, kadry są proste, ale czytelne. Tak tam było. A gdybym wiedział, że najbardziej do gustu przypadnie mi Dziki Dzik na torfowisku… to i jemu zrobiłbym zdjęcie.
Dworcowy blues
Czasy tłumów na dworcu już chyba minęły. Może jeszcze nie ciasnoty w pociągach, ale ta wynika raczej z małych składów niż z ilości pasażerów. Odwożąc dzieci na dworzec miałem ze sobą aparat. Znowu jeden obiektyw, znowu bez wielkich oczekiwań. Nasz dworzec jest kameralny, oczekujący na pociąg pojawiają się w ostatniej chwili. Do tego ten ciągły deszcz… a jednak.
Czekając na pociąg zaintrygował mnie widok dwa perony dalej. I niebieski słup, który idealnie wpasowywał się w drzwi. I jak już zrobiłem to zdjęcie, to po odjeździe Amelki poszukałem kolejnych motywów. I tak powstał pierwszy zestaw dworcowego bluesa. A kiedy odwoziłem Wiktorię, kolejny, mimo, że w jeszcze mniejszym stopniu tego się spodziewałem z powodu nastających ciemności.
Tego deszczu było mi najwyraźniej mało, bo prosto z dworca pojechałem do Kluczewa. Byłem ciekaw ile buraków cukrowych jest na placu cukrowni. I tak spacerowałem moknąc i robiłem zdjęcia w niknącym świetle dnia, a coraz bardziej dominującym świetle lamp ulicznych. I powstały kolejne fajne zdjęcia, ale te zaprezentuję przy innej okazji.
Poniżej możesz obejrzeć zdjęcia na pełnym ekranie.
One Reply to “Deszczem malowane”