Czasami niewiele potrzeba do szczęścia. Głośna muzyka, chwila zapomnienia, taniec… chociaż użycie słowa taniec to pewnie spore nadużycie. „Nie mogę zasnąć, bo śnię się pewno. Budzisz mnie myślą, mową i pełnią.” Odsłuchałem i odtańczyłem ten utwór trzy czy cztery razy. I chociaż chłopaki nie płaczą pod koniec miałem łzy w oczach. Łzy szczęścia.
Niewiele jest koncertów, które tak zapadają w pamięć, jak koncert Natalii Przybysz w ramach Festiwal Stargard ’22. Koncert zagrany wieczorową porą, ze sceną w półmroku, światłami, które niespecjalnie oświetlały Natalię. Stałem wtedy z aparatem pod sceną i zastanawiałem się o co tu chodzi i jak mam zrobić chociaż jedno dobre zdjęcie, kiedy prawie nie widać wokalistki.
Natalia występowała na boso. Poruszała się onirycznie. Na początku delikatne kimono w które była odziana zawiązane było po szyję. Stopniowo, z kolejnymi dźwiękami, z kolejnymi wyśpiewanymi słowami, wiązania stawały się luźniejsze. Coraz bardziej odsłaniały ciało wokalistki. To był nie tylko koncert. To był spektakl i z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie stałem gdzieś poza fosą, nie słuchałem go bez myślenia o zdjęciach, nie falowałem w tłumie doświadczając tej muzyki. Dla mnie to był najlepszy koncert tego festiwalu.
Gdy nie mogę zasnąć, zaglądam w ciemność
Natalia przybysz, czarny
Zaglądam w nią, a ona zagląda we mnie
Gdy nie mogę zasnąć, budzi mnie przyjemność
Jestem z nią, a ona jest tu ze mną…